sobota, 10 września 2016

Krzysztof Kamil Baczyński - Pokolenie

Krzysztof Kamil Baczyński - Pokolenie

Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała. 
Kłosy brzuch ciężki w górę unoszą  
i tylko chmury - palcom czy włosom 
podobne - suną drapieżnie w mrok. 

 Ziemia owoców pełna po brzegi 
kipi sytością jak wielka misa. 
Tylko ze świerków na polu zwisa 
głowa obcięta strasząc jak krzyk. 

 Kwiaty to krople miodu - tryskają 
ściśnięte ziemią, co tak nabrzmiała, 
pod tym jak korzeń skręcone ciała, 
żywcem wtłoczone pod ciemny strop. 

Ogromne nieba suną z warkotem. 
Ludzie w snach ciężkich jak w klatkach krzyczą. 
Usta ściśnięte mamy, twarz wilczą, 
czuwając w dzień, słuchając w noc. 

Pod ziemią drżą strumyki - słychać - 
Krew tak nabiera w żyłach milczenia, 
ciągną korzenie krew, z liści pada 
rosa czerwona. I przestrzeń wzdycha. 

Nas nauczono. Nie ma litości. 
Po nocach śni się brat, który zginął, 
któremu oczy żywcem wykłuto, 
Któremu kości kijem złamano, 
i drąży ciężko bolesne dłuto, 
nadyma oczy jak bąble - krew. 

Nas nauczono. Nie ma sumienia. 
W jamach żyjemy strachem zaryci, 
w grozie drążymy mroczne miłości, 
własne posągi - źli troglodyci. 

Nas nauczono. Nie ma miłości. 
Jakże nam jeszcze uciekać w mrok 
przed żaglem nozdrzy węszących nas, 
przed siecią wzdętą kijów i rąk, 
kiedy nie wrócą matki ni dzieci 
w pustego serca rozpruty strąk. 

Nas nauczono. Trzeba zapomnieć, 
 żeby nie umrzeć rojąc to wszystko. 
Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko. 
Szukamy serca - bierzemy w rękę, 
nasłuchujemy: wygaśnie męka, 
ale zostanie kamień - tak - głaz. 

I tak staniemy na wozach, czołgach, 
na samolotach, na rumowisku, 
gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga, 
gdzie zimny potop omyje nas, 
nie wiedząc: stoi czy płynie czas. 
Jak obce miasta z głębin kopane, 
popielejące ludzkie pokłady 
na wznak leżące, stojące wzwyż, 
nie wiedząc, czy my karty iliady 
rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie, 
czy nam postawią, z litości chociaż, 
nad grobem krzyż.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz